piątek, 5 października 2012

Przygotowania do maratonu

A wlasciwie to ich pozorowanie... Pierwszy maraton pobiegłem na wiosnę w Paryżu. Po kilku miesiącach w miarę przyzwoitego biegania, przebiegnięciu w w 8 miesięcy trochę ponad 600 km. Po tym starcie miałem ambicję stać się wzorowym biegaczem amatorem. Uczyć się sportu. Trenować mądrze i sumiennie. Zrzucić kilka kilo.

No i nie udało się. Biegałem stosunkowo mało, bo począwszy od kwietnia do września przebiegi miesięczne to 190-170-110-100-145-120. Chimerycznie:-) Mało w tym było planu. Właściwie to planowałem następne jeden do dwóch treningów. Do biegania zdarzało mi się sporadycznie dorzucić basen, czy trening siłowy. 


Teraz przez ostatnie dwa tygodnie dzięki wlokącemu przeziębieniu czułem się marnie. Trenując w tym czasie sporadycznie miałem tętno średnio 10 uderzeń na minutę wyższe niż powinienem. Dopiero dziś wieczorem udało mi się zrobić 10km wybiegania w pierwszym zakresie w tempie lekko poniżej 6min/km. Czyli prawie wróciłem do normy sprzed choroby.


W trakcie tegoż ostatniego treningu przemyślałem sobie to moje bieganie. W trakcie słuchania A Life Without Limits: A World Champion's Journey, Chrissie Wellington sobie zresztą przemyślałem. Chrissie wygrywala Mistrzostwa Świata Ironman Triathlon na Hawajach 4 razy. A jest ode mnie młodsza tylko 4 dni...

Wnioski z przemyśleń wibieganiowych są takie, że to dobrze być początkującym:-) Mimo takiego lekceważącego podejścia do treningu, w Poznaniu pobiegnę na czas o 30 min lepszy od tego w Paryżu. I to jest czas o 10 minut dłuższy od tego jaki wynikałby z prognozy wyliczonej z mojego czasu na 10 km. Zatem dość realny. Czyli jest dobrze!


Wniosek równie ważny to fakt, że daleko mi jeszcze do osiągnięcia limitu moich możliwości. 


Wniosek najważniejszy natomiast jest taki, że mimo tego że nigdy nie byłem specjalnie ociężały to dziś jestem w najlepszej formie pod każdym względem. Ever.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz