W Biegu Tesco zająłem jakieś trzystaosiemdziesiąte któreś miejsce zaraz za Stanisławem, rocznik 2009 - najmłodszym uczestnikiem biegu:-)
Pierwsze zdjęcie pochodzi ze strony ZiS Kraków, a drugie z mojego ajfona.
Co do biegu to zabawa była fajna - a i cel szczytny. Szkoda, że pogoda nie dopisała. No i trochę żałowałem, że Staszek nie zabrał ze sobą rowerka. Plecy mnie troche bolały;-)
No a wczoraj wyszło słonko. A ja już od kilku dni przebierałem nogami, żeby się trochę poruszać. Tak, że koło drugiej ubrałem któtkie spodenki, koszulkę z krótkim rękawem, buty i ... włączam Garmina, a on robi pik.. pik... Nie naładowałem go po ostatniej 30-ce. Szlag.
Ale świeże powietrze i słonko były silniejsze. Zapakowałem ajfona z włączonym runkeeperem i w droge. Planowałem jakieś spokojne 5-6km. Spokojne wybieganie po kilkudniowej przerwie.
I właściwie takie było. Biegło mi się niesamowiecie lekko. I przyjemnie. Bez kontrolowanie tętna, tempa, czasu. A wyszło ponad 13 km w tempie 5:35 min/km. A dla mnie to jest wolno. To jest tylko 15 sek na minutę wolniej od tempa maratońskiego. Jak ktoś korzysta z runkeeper.com to zapis jest tutaj.
Dodatkowo trochę pobłądziłem i odkryłem ciekawe ścieżki, w terenie, który wydawało mi się że dobrze znam. Było sporo pod górę, trochę polnych dróżek, urokliwe pola kukurydzy i traktory z którymi się mogłem pościgać.
Dawno nie bawiłem się jak dzieciak bieganiem! Dawno potreningowy koktajl mi tak nie smakował!
Nie powiem, podbudowałem się. Przerwa dobrze mi zrobiła. No i coś mi się zdaję, że jeden trening w tygodniu będę robił bez zegarka, bez gpsa, bez muzyki, bez audiobooków. Tylko w ubraniu:-)